COACHOWNICA
Zazwyczaj bajki rozpoczynają się od słów: Dawno, dawno temu…, więc niech i ta opowieść zacznie się typowo, choć zdecydowanie jest wyjątkowa. Choć nie ja ją napisałam to jest tak jakby o mnie. Przeczytajcie i przekonajcie się sami…
„W krainie jednowymiarowców wszystko było płaskie – płaskie były myśli, dźwięki, zapachy, uczucia, plany i marzenia – nawet płaskie były sny.
Owa jednowymiarowość nie była wrodzona. Otóż, gdy człowiek przychodził na świat nakładano mu płaskowidze – okulary, które z czasem wrastały w twarz i stawały się niewidoczne. Chociaż wciąż były tylko okularami…
Na skraju krainy mieszkała coachownica. Jak to coachownice mają w zwyczaju i ta burzyła dotychczasowy porządek. Mawiano, że kto u niej zawita postrada zmysły lub zniknie bez wieści. Niewielu odważyło się przekroczyć bramy tej dziwnej posiadłości. Wiadomo… od nieznanego lepiej trzymać się z daleka.
Cóż zatem działo się u coachownicy?
Na ścianie wisiało ogromne lustro. Przybyły przeglądał się w nim i widział wielowymiarowego siebie.
– To dziwne! – wykrzykiwali niektórzy
– Kłamstwo! – dodawali inni.
– O tym śniłem – wzdychali nieliczni.
Po odejściu od lustra świat znowu jawił się płaski. Aby przywrócić oczom i pozostałym zmysłom wielowymiarowość trzeba było wybrać się w daleką drogę. A na niej roiło się od przeciwników.
Pierwszym był brak wiary w siebie. Kolejni to: strach, lenistwo, obawa przed opinią innych, negacja, zaprzeczanie potrzebie zmiany. Ostatni bojownik był najsilniejszy – miał wiele głów, a każda z nich to jedno przekonanie wędrowca. Zadanie wojownika polegało na skłonieniu przeciwników do poddaństwa. Nie było mowy o morderstwie, ani przemocy, gdyż pokonany w taki sposób stawał się jeszcze silniejszy. Nie było łatwe, ale cóż jest trudnego dla kogoś kto marzy o lepszym życiu?
Wraz z każdym pozyskanym poddanym świat nabierał kształtów – krok za krokiem, spotkanie za spotkaniem, wymiar za wymiarem…
Ci, którzy zawracali w pół drogi nigdy już nie zaznawali spokoju w jednowymiarowym świecie – ich sny i marzenia nabierały bowiem kształtów.
Nie chcący nawet słyszeć o podróży – uciekinierzy od zwierciadła prawdy zapewniali, że niczego nie widzieli, a coachownica jest szalona i trzeba trzymać się od niej z daleka. Stawali się orędownikami płaskości.
Odważnych wojowników coachownica nie pozostawiała samych sobie. Szło obok. Gdy jej kompan przyspieszał, nadawała tempa krokom. Nie pozwalała oprzeć się na swoim ramieniu, gdyż wiedziała, że towarzysz podróży jest silny i to od niego zależy, czy dotrze do celu. Najbardziej pomocne było zwierciadło, które coachownica wyciągała w trudnych chwilach. W odbiciu wędrowiec widział siebie takiego jakim jest naprawdę – wielowymiarowca, na którego u kresu podróży czekał wielobarwny, składający się z tysięcy brył i kształtów, świat. A przeciwnik? To on był płaski. Jakiż inny mógłby być? Przecież powstał w jednowymiarowym świecie.
Tak coachownica towarzyszyła aż do bram wielorakości. Przed wejściem żegnała się, by wrócić do siebie i oczekiwać na kolejnych gości.
Autorka: Eliza Wolańczyk